sobota, 30 kwietnia 2016

25.

Raven

- Wybacz mi, Raven.- Rafe klęka u moich kolan z bukietem białych róż. Pamiętam jak, niedługo przed ,,śmiercią" Rafe spojrzałam na mojego bliźniaka i Tammy, pomyślałam, że Rafe ma wielkie szczęście. Ale teraz, z perspektywy czasu wiem, że jest na odwrót.
-Rafe...- Padam na kolana tuż obok brata.- Wybaczyłam Ci już dawno... Myślałam, że zrozumiałeś to, głuptasie.- Rafe wzdycha głośno, odkłada bukiet na bok i bierze mnie w swoje silne ramiona. Bardziej umięśnione niż je zapamiętałam. W ogóle Rafe wydawał się taki sam, ale jednak inny i tu nie chodziło o zmiany zewnętrzne. Boję się, że to co przeżył zmieniło w moim bracie.
- Rafe.. Wstańmy. Ludzie pomyślą, że się oświadczasz czy coś.- Jego szare oczy błyszczą od łez, ale znajduję w nich przekorne iskierki.


Zeke

- Co planuję, Raven? Teraz, kiedy poznała prawdę.- Siedzę w gabinecie znajdującym się w jednym z moich domów w Los Angeles. Pod biurkiem przesuwam ręką po nodze kończącej się tuż pod kolanem do chwili kiedy natrafiam na metalową protezę.
- Nie mam pojęcia. Wszystko dzieję się tak szybko. Ta sprawa z porwaniem, z Rafe... i z Byronem. Od rana jeszcze się nie widzieliśmy. Nie mam im tego za złe, w końcu zostali rozdzieleni na 2 lata.
Dziś jest jeden z tych dni, kiedy noga poniżej kolana pulsuje tępym, nieznośnym bólem, zwiastującym zazwyczaj, że coś jest na rzeczy. Mimowolnie się krzywię, co nie uchodzi uwadze Briana.
- Trzeba ich ściągnąć z powrotem. Yuzo i reszta mówią, że kroi się grubsza sprawa. Też to czuję. Dlatego musicie wyjechać. Gimenez pewnie już wie o obecności Raven w Los Angeles.
Brian patrzy na mnie beznamiętnie.
- Nie mogę tego jej zrobić. To złamie jej serce. Całej trójce.
- Brian... - Zaczynam.- Nie, Zeke. Będę ją chronił, Boże, oddam za nią życie jeśli będzie trzeba...
- Rozumiem.- Przerywam. Widząc Briana i Raven, ich szczęście... Coraz bardziej doskwiera mi brak Lillian u mojego boku. Muszę naprawić to co schrzaniłem.
Brian kiwa głową, biorąc w płuca głęboki oddech.
- Pójdę już. Raven pewnie wróci lada chwila.- Wstaje z fotela obitego czarną skóra, zaczynam robić to samo, ale powstrzymuje mnie gestem dłoni. Uderza mnie tylko pięścią w ramię i posyłając mi uśmiech dla którego dziewczyny się rozpływają, wychodzi.
Jestem niemal pewny, że równą minutę po jego wyjściu, drzwi gabinetu się otwierają i do jego wnętrza wchodzi niska, drobna kobieta.
- Zacarias...- Matka zbliża się do mnie i patrzę jak blednie zauważając moje wilgotne od potu czoło.
- Powinieneś się położyć i wziąć te piekielne leki!- Grzmi.
-Wiem.- Przewracam oczami za co natychmiast zostaje zdzielony w głowę. Piorunuję mamę wzrokiem, ale posłusznie wykonuję jej polecenia.
-I zadzwoń do Lillian! Biedaczka wygląda okropnie...- Trzaskam drzwiami jak nastolatek, pokazujący swoim ciekawskim rodzicom, że wtykają nos w nie swoje sprawy. Rzucam się na ogromne łoże, nie zważając na ból w kolanie. Łykam kilka pigułek i wyciągam mocno sfatygowany telefon z kieszeni.  Jestem gotów dać sobie odstrzelić drugą nogę, że Raven będzie chciała przenieść się do Los Angeles, do brata i ukochanego, a wtedy zwiąże się z nami nie odwracalnie.. Tak jak Lillian. Wybieram numer ukochanej.

Raven

-Co??- Jestem prawdziwie i totalnie zaskoczona. Rafe drapię się po tyle głowy. - No wiesz, ja... Nie wiem, jak mogę to wyjaśnić...
- Nie, nie. Nie musisz mi nic wyjaśniać. Jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa, że kogoś miałeś, masz.- Poprawiam się.-Po prostu zaskoczyłeś mnie. To wszystko.- To co czuję jest o wiele większe niż zaskoczenie, ale mam na myśli dokładnie to co mówiłam. Rafę wypuszcza powietrze. Wyraźnie widać, że mu ulżyło.
-Poznam ją?- Teraz to Rafe jest zaskoczony. - Tak, to znaczy... Tak. Chciałem z tym poczekać. Wiesz, tyle się teraz dzieję. Cała ta sytuacja...
-Rozumiem.- Obejmuję go mocno i wdycham jego znajomy zapach.- Dziękuję, Raven.- Szepczę cicho Rafe. - Za co?-  Unoszę głowę i patrzę w jego stalowo szare oczy. - Za to, że jesteś. Że mnie nie opuściłaś, teraz kiedy poznałaś prawdę. Za to, że mi wybaczyłaś. Jest mi teraz łatwiej, wiedząc to.- Jego oczy błyszczą od niewylanych łez, już drugi raz tego dnia.

*
Samochód Rafe wjeżdża na podjazd przed domem Briana, żwir chrzęści pod kołami, kiedy samochód się zatrzymuje.
-Wejdziesz?- Pytam. W oczach Rafe znów błyszczą psotne ogniki.- Nie. Jestem pewien, że Ty i Brian potrzebujecie czasu sam na sam.- Uśmiecha się zawadiacko. Rumieniąc się, uderzam go w ramie. Śmiejemy się przez chwilę. - Muszę sprawdzić co z Byronem.- Mówi nie spodziewanie. Jestem niemal pewna, że uśmiech schodzi mi z twarzy identycznie jak w filmach.
-Tak, powinieneś.- Mam wyrzuty sumienia, z powodu tego jak go potraktowałam, ale nie potrafię mu wybaczyć. Jeszcze nie teraz. Boję się, że poczuję coś do niego, tak jak kiedyś, ale teraz mam Briana i wiem, że łączące nas uczucie jest o wiele silniejsze niż to co kiedykolwiek łączyło mnie i Byrona.
-Do jutra, Rafe.- Cmokam go w policzek i wysiadam z auta, Brian już na mnie czeka stojąc w progu. Posyłam mu swój uśmiech i biegnę do niego co sił w nogach.

Zeke


Słyszę jak dźwięk oczekiwania na połączenie zostaje przerwany i słyszę najpiękniejszy głos w życiu.
-Zeke?
-Lillian?


6 lat wcześniej...
- Kocham Cię.- Patrzę na jej nagie ciało leżące obok mnie na miękkim kocu. Jej nogi są splecione z moimi. Kremowe i oliwkowe. Kieruję swoje cudowne oczy na mnie, a ja czuje się najszczęśliwszym facetem na całej przeklętej Ziemi.
-A ja kocham Ciebie.- Całuję ją delikatnie i z przykrością oznajmiam, że powinniśmy już wracać. Że nie jest bezpiecznie. Ale ona się nie złości, nie smuci. Wie, że mówię poważnie. Że chcę o nią dbać, że chce żeby była bezpieczna. Ubieramy się, skradając sobie pocałunki. Pomagam jej pakować nasze rzeczy i wtedy to słyszę. Trzask gałązki. Rozglądam się i natychmiast zauważam trzech mierzących do nas ludzi, a na pewno jest ich więcej. Rzucam się w kierunku Lillian i osłaniam ją ciałem, przetaczając nas po wysokiej trawie. Miejsce, gdzie przed chwilą staliśmy zostało zalane deszczem pocisków. Ukryci przed strzałami za ogromnym głazem, spoglądam w dół na Lillian. Jej oczy są zamknięte. Nie, Boże, tylko nie to. Przeszukuje jej ciało w poszukiwaniu ran, a kiedy nic nie znajduję, szybko dochodzę do wniosku, że musiała uderzyć się w głowę, kiedy się na nią rzuciłem. Biorę jej wątłe ciało w ramiona i biegnę slalomem między drzewami w kierunku wodospadu. Słyszę krzyki ludzi biegnących za mną. Znam ten teren doskonale, więc mam przewagę, ale nie jestem głupi, żeby myśleć, że nas nie znajdą. Znajdą i to tylko kwestia czasu. Dobiegam nad skalisty teren tuż przy szczycie wodospadu. Zatrzymuję się, żeby ocucić Lillian.
-Lillian. Skarbię.- Klepię ją delikatnie po policzku.- Kochana. Obudź się proszę.
Słyszę jak się zbliżają, że są blisko. Czas się kończy. Wyciągam komórkę i dzwonię do jednego z moich braci. Szybko podaję mu swoje namiary i streszczam sytuację w której się znajduję. Czas dobiegł końca. Wyjmuję broń z kabury i strzelam. Trafiam dwóch zamaskowanych mężczyzn zanim się zorientują, gdzie jestem. Nie czekam, aż ciała uderzą o ziemię albo skończą mi się naboje i biegiem ruszam przez skaliste zbocze. Im bliżej jesteśmy wodospadu, tym głośniejszy staje się dźwięk wody uderzającej o skały. Moje płuca palą z braku powietrza, nogi odmawiają posłuszeństwa sunąć po skalistym terenie. Wiem, że jeśli teraz się poddam będziemy bez szans. Zginiemy. Ja i moja kochana Lillian. Nie jestem słaby, nie pozwolę na to. Przebiegam tuż przy rzece zmieniającej się w wodospad przy nagłym spadku terenu. Kamień spod mojej stopy obsuwa się, a noga do połowy łydki zapada się w szczelinę. Upadam ciężko na ostre skały, nieomal wypuszczając Lillian z objęć. Cholera. Poruszam gwałtownie nogą, próbując ją wydostać. Czuję ogarniającą mnie rozpacz. Nie, nie, nie. To nie może się tak skończyć. Szarpię nogą, rozrywając skórę i mięśnie o ostre, wystające krawędzie skał. Zbliżają się. Widzę ich pełne zadowolenia uśmieszki. Myślą, że mnie mają. Że to już koniec. Jednak nie wiedzą jak bardzo się mylą. Obejmuję mocniej Lilian i po raz kolejny próbuję wydostać nogę. Nie pozwolę na to. Nie zginę, nie w taki sposób i na pewno nie pozwolę, żeby Lillian zginęła przeze mnie. Wyciągam z kabury wolnej nogi broń i strzelam w nogę poniżej kolana, tak długo,aż opróżniam magazynek. Czuję ogromny ból. Noga wychodzi ze szczeliny bez problemu. Nie patrzę w dół. Wiem co tam zobaczę. Posyłam mężczyzną pełen pogardy i triumfu uśmiech i staczam się razem z Lillian do wody.


__________________________________________________
Oto kolejny. Przepraszam za te kilka miesięcy bez słowa. Przyznaję się bez bicia, że nawet nie miałam czasu, kiedy zajrzeć na bloga, a co dopiero coś pisać. Całe dnie siedzę tylko w książkach, ale cóż taki los uczennicy szkoły średniej. 

poniedziałek, 28 grudnia 2015

24.

-Boże. Tak bardzo za Tobą tęskniłem.- Wyznaje Rafe, ściskając mnie mocno.
-Ja też.- Mówię cicho, a łzy wypływające nieustannie z moich oczu moczą koszulkę brata. Jestem szczęśliwa. Prawię mogę poczuć jak każdy część mojego serca wraca na swoje miejsce. Mimo to wciąż jest złamane i podatne na zranienia jak pierwsze serce Rafe.
-Dziękuje.- Mówi słabym głosem Rafe do kogoś za mną. Nie muszę się odwracać by wiedzieć, do kogo mówi, lecz mimo wszystko robię to. I widzę go. Briana. Najlepszego, najcudowniejszego chłopaka jakiego było lub będzie dane mi mieć. Opieram bok głowy o pierś wciąż obejmującego mnie Rafe i posyłam Brianowi uśmiech, który mam nadzieje wyraża to co teraz czuję, co chce mu powiedzieć.
A on? Cholernie szalona i niepowtarzalna miłość mojego życia? Uśmiecha się do mnie zawadiacko - Nie ma za co, księżniczko.- Mówi, a łzy wzruszenia lśnią w jego oczach. Wychodzi zostawiając nas samych, abyśmy mogli nacieszyć się swoją obecnością.
*
Siedzę na schodkach przed domem Briana i patrzę jak dwaj najważniejsi mężczyźni mojego życia, grzebią pod maską sportowego samochodu Briana, energicznie o czymś dyskutując. Nie wiem, jak mogłam nie chcieć go z powrotem w swoim życiu. Mojego bliźniaka, mojej drugiej połówki. Byłam zraniona. Miałam żal do Rafe za to, że mnie zostawił, że wykluczył mnie ze swojego życia, miałam mu za złe, że chciał mnie chronić. Teraz wiem, że nie mogę. Jak mogłabym się na niego gniewać za to, że mnie opuścił, skoro zrobiłabym dokładnie to samo by go chronić?
-Raven.- Zaczyna Rafe chowając komórkę do kieszeni spodni.- Muszę już jechać. Mam parę spraw do załatwienia, ale obiecuje, że jutro przyjadę tu z samego rana i spędzimy razem cały dzień.- Wstaje bez słowa i przytulam go mocno.
-Kocham Cię, Rafe.- Mówię cicho.
-Ja Ciebie bardziej.- Rafe składa pocałunek w moich włosach i spokojnym krokiem zmierza w kierunku samochodu. Komórka stojącego przy mnie Briana, wydaje kilka krótkich dźwięków, sygnalizujących przyjście wiadomości. Brian ignoruje go, krótkie westchnienie wydostaje się z jego ust, kiedy łapię mnie za rękę. Spoglądam w dół na nasze splecione dłonie, niby zwyczajne złączenie rąk, a dla mnie niesamowita radość mieć kogoś przy sobie komu mogę zaufać. Wolną ręką macham krótko Rafe i patrzę jak jego samochód znika w oddali. Stoimy tak chwilę, aż powoli odwracam się w stronę Briana i spoglądam na jego przystojną, pełną ostrych krawędzi twarz. Jest poważny. Spojrzenie jego nieziemsko zielonych oczu zdaję się przeszywać mnie na wskroś. Czuję jak pod ich wpływem moje serce przyśpiesza. Pokonuje ostatni dzielący nas krok, nasze piersi stykają się, a my wciąż nie odrywamy od siebie wzroku. Czas zwalnia. Widzę ruch szczęki Briana, kiedy zaciska ją na ułamek sekundy, błysk czegoś nieuchwytnego w oczach mojego chłopaka. Pochyla się powoli, jakby dając mi czas na odwrót, a ja wiem, że ten dzień nie zakończy się na zwykłych pieszczotach i co więcej już mnie to nie przeraża. Jestem gotowa na tą bliskość. Nasze usta spotykają się w połowie drogi, ręka Briana obejmuje mój policzek, kiedy całujemy się powoli, długo i namiętnie. Prawię mogę poczuć bijący od niego żar. Przychyla się i podnosi mnie łapiąc za uda. Teraz jesteśmy równi. Obejmuję go ramionami za szyję, zamykam oczy i całuję go. Kiedy się od siebie odrywamy, zauważam, że jesteśmy w jego sypialni, oboje oddychamy ciężko. Patrzę prosto w jego oczy i widzę pożądanie i głęboką miłość. Odważnie łapię za rąbek jego koszulki i z małą pomocą Briana, zdejmuję ją. Przez chwilę podziwiam jego silnie umięśnione ciało i zauważam na piersi, tatuaż, którego wcześniej nie było. Musiał zrobić go niedawno, lecz nie mam szansy przyjrzeć mu się dokładnie, ponieważ Brian przyciąga mnie do siebie i całuję zachłannie. Opieram dłonie na jego biodrach i niedługo potem moja koszulka ląduje gdzieś na podłodze. Widzę wzrok Briana pożerający moje ciało i czuję się odrobinę bardziej pewna siebie. Nie mija dużo czasu, kiedy wszystkie nasze ubrania lądują na podłodze, a my na ogromnym łożu spleceni w miłosnym uścisku.

Brian
Jest wczesny ranek, kiedy się budzę. Wpadające przez okno promienie słoneczne, przyjemnie ogrzewają ciało. Spoglądam w dół na leżąca na mojej piersi Raven, na jej włosy rozsypane na jej plecach, na jej drobną dłoń spoczywającą na moim brzuchu. Uśmiecham się na samo wspomnienie ostatniej nocy. Była, jest idealna. Raven, jakby świadoma moich myśli, uśmiecha się delikatnie przez sen, a ja wiem, że gdyby nie była w posiadaniu mojego serca, to właśnie w tej chwili by je zdobyła. Ostrożnie wysuwam się spod niej i całuje w czoło.
*
Stawiam tace na szafce nocnej, nachylam się nad Raven i obsypuje jej twarz pocałunkami. Potrafię wskazać dokładny moment w którym się obudziła, moje usta muskają jej policzek, blisko ust, a ona wpija się w nie zachłannie. Całujemy się przez chwilę, pozwalam się uwolnić skrytemu w nas pożądaniu, a następnie łaskoczę ją. Raven odrywa się ode mnie, rzucając się po łóżku i chichocząc. Zamiera nagle, uśmiech schodzi z jej ust.
-Hej.- Mówię łagodnie.
-Hej.- Odpowiada nieśmiało, oczy jej błyszczą. Pochylam się i składam na jej ustach szybki pocałunek.
-Mam coś dla Ciebie.- Przesuwam się odrobinę i pozwalam jej zobaczyć tacę ze śniadaniem.- Śniadanie dla wyjątkowej dziewczyny.- Na jej twarz wpełza rumieniec, jej oczy patrzą wszędzie tylko nie na mnie. Nagle wydaję się być świadoma swojej nagości i naciąga kołdrę na piersi.
-Hej... Nie chcę, żebyś myślała, że to wszystko co teraz mówię czy robię jest przez to że wczoraj się kochaliśmy.- Jej rumieniec się powiększa.- Po części tak, ale to dlatego, że chcę żebyś czuła się wyjątkowa. Kocham Cię, Raven i chce, żebyś o tym wiedziała. I będę Ci to okazywać na wszystkie możliwe sposoby, dopóki będziesz mi na to pozwalała.- Patrzy mi prosto w oczy i nagle obejmuję mnie za szyję. Przytulam ją i wciągam z całym przykryciem na kolana. Nie wiem ile czasu tak siedzimy, ale mógłbym trwać tak całą wieczność byle by mieć ją przy sobie.


____________________________________________________________________
Witam z powrotem! Od razu uprzedzam, że nie wracam na stałe. Niestety z powodu natłoku nauki nie mam za bardzo czasu pisać bloga, jednak postaram się wam coś od czasu do czasu wrzucić. Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale lepiej coś niż nic, prawda?

piątek, 14 sierpnia 2015

Ogłoszenie parafialne.

Z wielką przykrością muszę ogłosić, że zawieszam bloga z powodu braku komentarzy, a tym samym motywacji do pisania i udostępniania moich wypocin. Przyznam szczerze, że strasznie mnie irytuje, kiesy wyświetlenia codziennie wskakują, a komentarzy jak nie było tak nie ma. Wobec tego zawieszam bloga do października i proszę Was czytelników o jakiś kontakt do siebie bo nie jestem pewna czy czasem nie zrobię dostępu do bloga tylko dla wybranych, albo po prostu, żeby poinformować, że będę kontunować udostępnianie historii o Raven & Brianie oraz o Raven & Byronie. Chyba wykorzystałam już wszelkie możliwe sposoby, aby zachęcić was do komentowania i czytania mojej historii. Jestem otwarta na sugestie jak mogę ,,rozsławić'' bloga, żeby było więcej czytelników oraz komentarzy, abym mogła udostępniać Wam te historię. A tym czasem na razie dziękuje Pegaz za aktywne komentowanie i motywowanie mnie do pisania. 
I to by było na tyle.
   

piątek, 17 lipca 2015

23.

- Do widzenia, Panie Dubrinsky.- Po zjedzonej wspólnie kolacji, rodzice Briana wracają do Palermo. Kiedy zginął Rafe, spędzanie czasu w domu sprawiało mi ból, więc doskonale rozumiem, że spędzanie czasu w domu rodzinnym, nie jest dla nich zbyt przyjemne. Szczególnie dla Alessandry, która wydaje się być szczególnie związana z synami. Co nie znaczy, że Aidan cierpi mniej po stracie syna.
-Nalegam, abyś mówiła mi Aidan.- Tata Briana posyła mi ten sam czarujący uśmiech co jego syn.
-Dobrze. W takim razie do widzenia, Aidanie.- Odpowiadam uśmiechem. Dzięki Brianowi, podczas ostatnich kilku miesięcy uśmiecham się częściej niż w ciągu 2 lat od śmierci Rafe i Byrona. Sfałszowanej śmierci.- poprawiam się w myślach.  Wciąż muszę wszystko przemyśleć i poukładać. Co będzie dalej?
Podczas, gdy Aidan ściska syna, żegnam się z Alessandrą.
-Miło było Cię poznać, Raven.- Mama Briana ściska mnie przyjaźnie.
-Mi również.- Odpowiadam. Przytulam się do boku Briana i patrzę wraz z nim jak jego rodzice odjeżdżają. Kiedy samochód znika w oddali unoszę głowę i patrzę na Briana.
-Nie było tak źle, co?- Brian wybucha śmiechem. Szybkim ruchem przerzuca mnie przez ramię i skacze do basenu.

Zeke

- Działacie zgodnie z planem, rozumiemy się? Jeśli któryś postanowi działać na własną rękę to przysięgam, że oberwie.- Z mikrofalówki rozlega się chóralne tak.
- Dobra. Juzo?
-Jest.
-Sawyer, Javier i Thomas?
-Gotowi.
- Byron?
- Zwarty i gotowy.
-Rafe?- Cisza.
-Rafe?- Powtarzam. Co za dupek mogłem wziąć Lillian.
- Gdzie jest u diabła, Collins? Czy ten kutas zawsze musi się spóźniać?
- Całuj mnie w tyłek, Zeke.- Rafe wreszcie raczy się odmeldować.
-Brawo, Collins. Tym razem tylko prawie się nie spóźniłeś. Zaczynajmy.
Muszę przemówić do rozsądku temu dupkowi. Wiem, że jest mu teraz trudno, ale musi wziąć się w garść. Tak jak to zrobił Byron. Przysięgam ten chłopak zawsze spada na cztery łapy. Zawsze znajdzie wyjście z nawet najgorszej sytuacji.  Gdybym wiedział, że chwila samotności, pomoże Rafe, dał bym mu ją. Nawet bym dopilnował by miał spokój, aż wszystko sobie poukłada w głowie, ale nie. Ten dupek nie może mieć wolnego, bo zaczyna wygrzebywać to całe emocjonalne gówno, które ukrył głęboko w sobie 2 lata temu. A to się kończy, tak jak zwykle. Niech ten szmaciarz Gimenez, który pozbawił mnie nogi, zginął w męczarniach.
-Zeke? Zadanie wykonane.
-To dobrze. Spalcie to gówno.

Raven

2 dni później...


- Od dawna nie byłam tak zrelaksowana.- Wyznaje. Jestem w trakcie pakowania naszych walizek, ponieważ jak się dowiedziałam ostatnim razem Brian się do tego nie nadaje.
- Przyjemnie jest czasem pobyć z dala od tego całego szumu medialnego co?
-Yhym.- Brian siada obok mnie i obejmuję mnie ramieniem.- Wrócimy tu. Obiecuje.- Brian cmoka mnie w policzek.- A teraz ruszaj tą seksowną dupkę bo za 3 godziny mamy samolot.
*
-Brian? Gdzie my jesteśmy?- Pytam rozglądając się po zupełnie nieznajomym lotnisku. Patrzę mojego chłopaka, który wygląda na bardziej niż zadowolonego z siebie. - W Los Angeles.
-W Los Angeles?-Powtarzam. Zawsze chciałam tu przyjechać, ale to nie zmienia faktu, że się zastanawiam, co my do cholery robimy w Los Angeles?
-Tak. Przecież zawsze chciałaś tu przyjechać.
-Ale...- Zaczynam.
-Przestań, Raven. To jest po prostu mój kolejny prezent dla Ciebie.- O Boże. Nie mogę uwierzyć, że zrobił to wszystko dla mnie. Wycieczka do Włoch, do jego rodzinnego domu, żebym mogła ogarnąć całą tą sytuacje z porwaniem, nie udaną próbą mojego zabójstwa, poznanie prawdy że Rafe i Byron żyją, a teraz jeszcze to? Rzucam mój podręczny bagaż na ziemie i z piskiem rzucam się Brianowi na szyję.
-Dziękuje. Jesteś słodki.- Brian trzyma mnie mocno.
-No nie! I właśnie wszystko popsułaś!- Chichoczę w jego szyję. -  Nie możesz mi mówić, że jestem słodki. Przystojny, silny, męski owszem, ale nie słodki.- Brian stawia mnie na ziemi.- Słodka może być mała dziewczynka z dwoma warkoczykami i lizakiem w ręku.- Całuję go mocno, przerywając jego wykład na temat co może być słodkie.
Brian
Chowam nasze bagaże do samochodu podstawionego przez Zeke'a. Byron i Rafe nie wiedzą o przyjeździe Raven do Los Angeles. Chciałem zrobić całej trójce niespodziankę. Mimo decyzji Raven, miałem nadzieje, że dojdą do porozumienia. Mimo wszystko Rafe jest jej bratem, a Byron... Byron jest kimś ważnym w jej życiu i zrobię wszystko by była szczęśliwa.
-Mam nadzieje, że nie zapomniałeś zarezerwować hotelu.- Pyta podekscytowana Raven.
-Po co miałbym to robić? Po wyjeździe z Włoch, musiałem gdzieś zamieszkać. Wybrałem Los Angeles i kupiłem mały dom na obrzeżach miasta. Tam właśnie jedziemy.
Raven posyła mi promienny uśmiech. Obejmuje moje przed ramie i przytula się policzkiem do mojego ramienia. -Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! Jesteś wspaniały!- Cmoka mnie w policzek i podekscytowana zapina pas.
-Gotowa?
Raven kiwa gorliwie.
-Więc jedźmy.
30 min później...
Raven wręcz podskakuje z radości na fotelu, kiedy dojeżdżamy na miejsce. Chłonie jak gąbka widok domu i zadbanego ogrodu. Wysiadam z samochodu i biorę głęboki wdech. Dobrze jest być w domu. Podchodzę do Raven i obejmuje ją ramieniem. Wyjmuje z kieszeni pęk kluczy i po znalezieniu właściwego, otwieram drzwi. Jak na gentelmana przystało, przepuszczam Raven w drzwiach by mogła się spokojnie rozejrzeć. Stoję przez chwilę na ganku, aż z ociąganiem wchodzę do opuszczonego od 6 miesięcy domu. Prawie natychmiast do mojego nosa dociera specyficzny zapach dymu papierosowego. Cholera!

Raven

Dom Briana jest śliczny, taki nowoczesny, taki idealny. Brian przepuszcza mnie mnie w drzwiach bym mogła pozwiedzać. Boże jest idealny. Nie mogłam dostać od losu lepszego chłopaka. Wchodzę do pierwszego pomieszczenia jakim jest przestronna, nowoczesna kuchnia połączona z jadalnią. Każdy maleńki szczegół krzyczy że dom należy do mężczyzny. Moją uwagę zwraca woń dymu papierosowego. Czyżby Brian palił? Idę szybkim krokiem za drażniącym zapachem. Nie pamiętam, żeby Brian, kiedykolwiek palił przy mnie. Może po ostatnich stresujących wydarzeniach zaczął, a ja zaślepiona sobą niczego nie zauważyłam. Nie, nie mogłabym czegoś takiego przegapić... Zatrzymuje się nagle patrząc na obcego czarnowłosego chłopaka stojącego tyłem do mnie. Chłopak ubrany jest w czarną skórzaną kurtkę i czarne jeansy. Czy może on być włamywaczem? Nabieram powietrza, żeby zawołać Briana, kiedy chłopak stojący przy oknie, odwraca się. W jednej z dłoni, którą trzyma przy ustach ma papierosa, a w drugiej wściekle różową konewkę. Zamieram z rękoma przy ustach. Rafe. Mój brat. Raphael również zamiera, papieros wypada mu z dłoni. Łzy zbierają się pod powiekami.
-Raven?
-Raphael!- W tej chwili nic się nie liczy. Nie liczy się sfałszowana śmierć mojego bliźniaka, uraza do niego, decyzja o niekontaktowaniu się z Rafe podjęta zaledwie kilka dni temu. Biegnę ku niemu, w błyskawicznym tempie pokonując dzielące nas metry. Rafe wypuszcza konewkę i łapie mnie w objęcia.


_______________________________________________________________________
Już myślałam, że się nie wyrobię, a tu proszę niespodzianka! Skończyłam przed obiecanym terminem. W tym rozdziale jest trochę słodyczy, romantyczny Brian i jego suprajs, Raven i Rafe i ich niespodziewane spotkanie. Przy ostatnich postach, była praktycznie znikoma liczba komentarzy, więc, aby was zachęcić do komentowania dodam do nowej zakładki pod tytułem If I Stay, Prolog i 1 Rozdział historii o Raven i Byronie. Oczywiście tam też proszę o wasze komentarze i opinie. Następny pojawi się mniej więcej za równy miesiąc choć oczywiście mogę mieć kilkudniowe opóźnienie lub dodam go wcześniej. Do następnego! ( Mam nadzieję)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

22.

-Nie, Raven! Nie zgadzam się!
-Ale mamooo!
-Nie.- Oznajmia stanowczo. - Mamo to tylko Ravenna, nie koniec świata!
Mama postanowiła zmienić taktykę i mnie ignorować.
-Jestem już pełnoletnia, mamo. -Mama przewraca oczami.
-I co? Pojedziesz z nim do Ravenny, i co? Znowu się pokłócicie i będziesz wracać do domu? Od Ravenny dzieli nas tysiące kilometrów.
-Nie pokłócimy się. Muszę przemyśleć parę spraw...
-Jakbyś nie mogła tu tego zrobić. Pomyślałaś o nauce? Rok szkolny jeszcze się nie skończył.
-Mamo. Pomyśl o tym, jak o trochę dłuższych wakacjach. Jestem już pełnoletnia i sama mogę podejmować decyzję. Bez względu co teraz powiesz, ja i tak tam pojadę. Z waszą zgodą lub bez.- Mówiąc to wychodzę z gabinetu, próbując przy tym nie trzaskać drzwiami. Podjęłam już decyzję. Jutro rano razem z Brianem wyjeżdżam do Ravenny. Wyciągam komórkę z kieszeni i wybieram numer Briana.
-Brian? Pakuj się. Jedziemy do Ravenny.

Rafael

-Nie wiem, czy to był dobry pomysł.- Siedzę na podłodze oparty o białą kanapę, wokół nas unosi się szary dym. W mojej głowie szumi przyjemnie od oparów i alkoholu.
-Ciiiiii.- Laura przykłada palec do ust.- Jest zajebiście!- Wykrzykuje z entuzjazmem. Boże, jak ja kocham te dziewczynę. Przenoszę moje spojrzenie na rozwalonego na dywanie Byrona.
-BJ?
-Ona ma racje, bro. Dlaczego nie robimy tego częściej? Cały pieprzony ból zniknął, a ja czuje się świetnie.- Byron zaczyna nucić piosenkę jakiegoś heavy metalowego zespołu. Mimo iż dzielą nas dwa metry, nie dało by się nie dostrzec jego maślanego wzroku.
-Ej! A co z Juzo i resztą?!- Laura wrzeszczy przesadnie. Z skrzywioną twarzą osłaniam ucho i łapie dziewczynę za kostkę, która jest najbliżej mnie. Laura posyła mi uśmiech i wygląda za naszymi towarzyszami. Zauważam Sawyera gapiącego się na ścianę w holu i nogi Juzo wystające zza kanapy. Biorę głęboki wdech. Jezu... Mieli rację. Czuje się... lekki jak... piórko. Tak, lekki jak piórko. Czuje jakbym miał się zaraz unieść w powietrze i odlecieć do krainy marzeń.
-Rafe? Co ty pieprzysz? Jaka, kurwa, kraina marzeń?- Zeke patrzy na naszą grupkę z niedowierzaniem. Posyłam mu mój najlepszy uśmiech i klepie dywan obok mnie. Zeke patrzy na mnie z dziwną miną i otwiera okna. Spod przymrużonych oczu widzę jak podchodzi do Juzo.
-Juzo? Wstawaj, księżniczko. Czas wracać z krainy marzeń i jednorożców.- Słyszę jak klepie go po twarzy. Po kilku jęknięciach zostawia go leżącego na podłodze i sam siada na kanapie.
- Banda popaprańców. Co wy w ogóle wyprawiacie?- Przeciera twarz rękoma.
-Wiecie co?- Mruczy Laura.- Poznałam, kiedyś takiego jednego kolesia na którego mówili Apoll. I wiecie co? Dopiero po kilku miesiącach dowiedziałam się, że Apoll to jego ksywka i tak naprawdę ma na imie Abdullah.- Laura chichoczę, a ja razem z nią, chociaż nie mam pieprzonego pojęcia dlaczego. - Może jest założycielem Apple?- Wybuchamy śmiechem. Apoll założycielem Apple. Kto by pomyślał?
*
-Jesteście żałośni!- Jezu... niech on tak nie wrzeszczy. Litości.- Zamiast być w stanie gotowości, gdybyśmy dostali wiadomość od Briana, że coś się dzieje, to nie! Postanowiliście... Najaraliście się, bo co? Bo tęsknicie za Raven? Bo ból stał się nieznośny? Bo nie potraficie sobie poradzić od czasu, kiedy Raven zobaczyła was żywych? Od kiedy was odrzuciła? Od kiedy wzgardziła wami? Zrobił bym to samo.- Mam tego dość. Jak on może tak mówić! Rzucam się na Zeke'a. Upadamy na podłogę. Przetaczamy się po dywanie wymieniając ciosy. Uderzam go w żebra, on mnie w brzuch, uderzam go w szczękę, on szybkim ruchem zaciska uchwyt na mojej szyi odcinając mi dopływ powietrza. Staram się walczyć, wydostać z uścisku, mimo iż wiem, że jestem bez szans. Jestem osłabiony po wczorajszej imprezie. Męczy mnie kac i ból głowy. Taka tam impreza w pigułce. Zeke puszcza mnie, a ja nabieram powietrza w płuca. Brunet wstaje kopiąc mnie, niezbyt delikatnie, swoją sztuczną nogą, burcząc pod nosem: - Kutas.- To nie jest jakiś badziewny plastik, Zrobiona jest cała z metalu i przypomina trochę nogę Terminatora. Zeke ociera krew z pękniętej wargi. Patrzy w dół na zakrwawione palce, a po chwili wzrusza ramionami i wychodząc, wyciera dłoń o swoją czarną koszulkę.

Brian


Promienie popołudniowego słońca padają na kremowe ciało Raven, okryte jedynie dwuczęściowym kostiumem. Jest tak bardzo piękna. Chcę ją chronić, przed wszystkim, co złe. Chce, żeby była bezpieczna, ale zagroziłem temu bezpieczeństwu w chwili, gdy wkroczyłem do jej życia.
-Gapisz się na mnie.- Oznajmia Raven, nie otwierając oczu. - Nie gapię tylko podziwiam widoki.- Staram się zamaskować moje zaskoczenie i jednocześnie rozbawić ją. Chce żeby się rozluźniła, odpoczęła podczas naszego pobytu tutaj.
- Widoki mówisz?- Zsuwa czarne okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa. Boże, jak ja ją kocham. Dzięki niej wszystko jest lepsze. Świat jest lepszy, piękniejszy.
-Yhym.- Potwierdzam. Patrzę jak Raven wstaje ze swojego leżaka i rzuca na niego swoje okulary. Podchodzi do mnie, stawiając drobne kroki, zmysłowo kręcąc przy tym biodrami. Płynnym ruchem siada mi na nogach, jej ręce obejmują mnie za szyję. Powoli pochyla się i całuje mnie namiętnie. Moje ręce automatycznie wędrują na jej plecy.
Przyciskam ją do siebie mocno. Jej piersi ocierają się o moją klatkę piersiową, powodując, że potwór ukryty w moich bokserkach budzi się do życia.
-Che diavolo?- Co do diabła? Głos za moimi plecami sprawia, że Raven zeskakuje ze mnie zaskoczona.


Włączcie Impossible - Jamesa Arthura do notki z perspektywy Byrona.

Byron


Stoję na krawędzi dachu. Wokół panuje mrok, silny wiatr rozwiewa kosmyki moich włosów. Spoglądam w dół na żyjących swoim życiem nieznajomych. Są nieświadomi otaczającego ich zła i szczęśliwi. Szczęście. Przez dwa lata zdążyłem zapomnieć jakie to uczucie, być szczęśliwym. To pojęcie stało mi się obce od kiedy nie ma przy moim boku Raven. Przy niej byłem spełniony, nie brakowało mi niczego. To ona nauczyła mnie cieszyć się z drobnostek, patrzeć inaczej na świat. Cieszyć się z rzeczy, które uważamy za codzienność. I za to ją kocham. Mimo upływającego czasu wciąż ją kocham. Tamtego dnia, kiedy zobaczyłem ją po dwóch latach bólu i samotności, strach i odraza w jej oczach, złamała mi serce po raz drugi. Aż do teraz nie wiedziałem, że jedna osoba może tyle razy złamać mi serce. Jak taka wielka siła może się kryć w tak drobnym ciele? Już dwa lata temu byłem znacznie  wyższy od Raven, a teraz? Moje ciało jest silniejsze, mięśnie silnie wyrzeźbione. Najmniejszym ruchem mógłbym ją skrzywdzić. To by mnie zniszczyło. Inni mogą myśleć, że miłość do niej mnie osłabia, czyni mnie podatnym. Ale prawda jest taka, że to miłość do niej daje mi siłę by walczyć o przetrwanie, o życie, o nas. O mnie i o Raven. Bo bez niej jestem niczym. Jestem niczym nie wartym mordercą. Zrobię wszystko by była bezpieczna. Zabiję wszystko i wszystkich. Jeśli będę musiał zabiję naszą przyszłość dla niej. Dla Raven. Spoglądam po raz ostatni na ulicę i skaczę z dachu wykonując podwójne salto w powietrzu.


Raven

-Che diavolo?-Kieruję swoje spojrzenie na kobietę stojącą w ogrodzie. Przerażona zeskakuje z Briana. Próbuje przypomnieć sobie jakieś włoskie słowa w których mogłabym wyjaśnić kim jestem i co tu robię. Bez skutku. Brian podnosi się płynnym ruchem z leżaka i staje za mną, obejmując mnie ramionami od tyłu. Dopiero wtedy zauważam mężczyznę stojącego tuż za kobietą. Po jego uderzającym podobieństwie do Briana, domyślam się, że to jego rodzice. Przecież miało ich tu nie być! Nie jestem gotowa na poznanie jego rodziców!
-Mamma, papa, questo e Raven. La mia ragazza. Lei non parla italiano, quindi per favore siamo andati oltre a inglese.- Z całej jego wypowiedzi zrozumiałam tylko że ona nie mówi po włosku, z czego domyślam się, że chodzi o mnie. Czuje się nieswojo.
- Oczywiście.- Tata Briana wysuwa się zza żony i podchodzi do mnie. Łapie za moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek.
-Proszę, mów mi Aidan.
-Raven.- Wyduszam. Między Brianem, a jego tatą jest uderzające podobieństwo. Już teraz mogłabym wymienić kilka ich wspólnych cech. Mama Briana potrząsa głową i podchodzi do mnie, szybkim krokiem. Wygląda jakby obudziła się z jakiegoś snu. Wyciąga rękę w moją stronę.
-Alessandra.
-Raven.



________________________________________________________________________
Hej! Od razu uprzedzam was, że włoski jest z tłumacza, więc będą błędy i takie tam. Zrobiłam istną składankę z tego rozdziału. Raven, Brian, Byron, Rafe. Coś mi się zdaje, że niektórzy nie mogli się doczekać by przeczytać coś z perspektywy Byrona i Rafe. Dla tych co nie zrozumieli, żartu Laury. Chodzi w nim o to że Apple i Apoll wymawia się podobnie, a pijanemu wiele nie potrzeba. Następny rozdział będzie dodany mniej więcej 20-25 Lipca. Postaram się go napisać do tego czasu. Tym czasem czekam na wasze komentarze i do następnego.
PS. Ostatnio dużo myślałam o Byronie i Raven i wpadłam na pomysł by opowiedzieć wam historię ich miłości. Jak się poznali, co się wydarzyło i takie tam. Co wy na to?
PPS. Do jutra dodam nowe postacie w zakładkę Bohaterowie min. Rafe, brata Raven i Byrona oraz innych.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

21. + Liebster Award

-Raven!- Podniesiony głos mamy wyrywa mnie z zamyślenia.
- Przepraszam.- Mówię, a mama przewraca oczami- Co z tobą, skarbie? Jesteś jakaś nieobecna. Czy to z powodu twoich urodzin?- Przy wydarzeniach jakie miały ostatnio miejsce zupełnie zapomniałam o swoich urodzinach. O naszych. Wyobrażam sobie radosnego Rafe w towarzystwie Byrona i nowych przyjaciół, zdmuchujący dziewiętnaście świeczek z okrągłego tortu, pokrytego białą jak śnieg bitą śmietaną. A może jest wręcz przeciwnie? Może siedzi teraz sam, w jego oczach błyszczą więzione łzy, kiedy oczami pełnymi emocji wpatruje się w okno. Może odczuwa te samą pustkę jaką ja czułam przez te dwa lata. Ze łzami oczach kiwam głową.
-Och, skarbie.- Mama wstaje ze swojego miejsca i obejmuje mnie ramionami. Pociągam nosem. Gdyby tylko znała prawdę...
-Musimy odpuścić, skarbie.- Mówi w moje włosy. - Pozwolić mu odejść. Musimy zacząć świętować.- Odsuwa się i głaszcze mnie po czarnych jak noc włosach, które cała nasza trójka odziedziczyła po ojcu. Opuszkiem palca ściera łzę, która zdołała się wymknąć z mojego oka.
-Dosyć tych smutków.-Uśmiecha się przez łzy.- Dziś są Twoje urodziny i należy świętować, a nie płakać. A propos urodzin Brian prosił by to Ci przekazać.- Podaje mi kremową kopertę na środku której piszę moje imię. Nie rozmawiałam z Brianem od dnia, kiedy mnie uwolnił. Od dnia w którym poznałam prawdę. Próbował się do mnie dodzwonić, lecz nie odbierałam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Bycie z nim wiąże się z ryzykiem. Ale czy warto je podjąć?
-Zostawię Cię teraz samą.- Oznajmia mama, jakby świadoma moich myśli. Kiwam głową, a kiedy wychodzi układam się wygodnie na łóżku i wpatruje w elegancką kopertę. Czy powinnam ją otworzyć? A może od razu wyrzucić i zakończyć to ? Zmagam się ze sobą przez kilka minut, aż wreszcie ostrożnie otwieram kopertę i wyciągam sztywny, biały karton na którym pośpiesznie napisano kilka słów.

Raven,

Spotkaj się ze mną w parku o 13. Proszę. Potrzebuje Cię zobaczyć.

                                                                                                B.


Chowam twardy arkusz z powrotem do koperty, którą odkładam na szafkę. Nie mogę go dłużej unikać. Z tą myślą wstaje z łóżka i biorąc ze sobą kluczyki od samochodu Rafe i komórkę, zbiegam na dół.

*
Bądź twarda. Bądź twarda.- powtarzam te słowa jak mantrę.  Idę przez szarą kostkę brukową, moje trampki wydają cichy stukot, kiedy go dotykają. Stuk, stuk. Stuk, stuk.
Bez paniki, Raven. To tylko Brian. To ten sam Brian, który zdobył Twoje serce.- powtarzam zbliżając się nieuchronnie do miejsca naszego spotkania. I wtedy go zauważam. Dzieli nas zaledwie kilka metrów. Nie widziałam go od tak dawna, że odległość jaka nas dzieli, sprawia mi ból. Kąciki moich ust drgają w niekontrolowanym uśmiechu. Zagryzam dolną wargę i biegnę. Biegnę, aż ląduje w ciepłych, silnych ramionach Briana, które tak wiele razy oplatały mnie w uścisku. Jest zaskoczony, ale łapie mnie nieomal upuszczając różowe tulipany, które trzyma w prawej dłoni. Wdycham jego męski zapach i mam ochotę śmiać się z własnej głupoty. To Brian. Mój Brian. Jak mogłam w to kiedykolwiek wątpić? To zawsze będzie on. Jestem okropna. On ryzykował dla mnie życie, był gotów je dla mnie poświęcić z miłości do mnie, byle bym była bezpieczna, a teraz w imię tej miłości stoi tu teraz, ubrany w garnitur z kwiatami w ręku, gotowy złożyć swoje serce u moich stóp. I do wszystko dla mnie. Brian stawia mnie na ziemi, jednak mimo tego co zrobiłam, nie puszcza mnie. Łzy napływają mi do oczu i przytulam mocniej Briana.
-Przepraszam, Brian.- Szlocham. Brian odsuwa mnie od siebie i łapię moją twarz w swoje dłonie.
-Nie masz za co, Raven. To ja powinienem błagać Cię o wybaczenie. Powinienem powiedzieć Ci prawdę od razu, kiedy się do siebie zbliżyliśmy, a tym czasem zachowałem się jak tchórz... - On też ma łzy w oczach.
-Nie, nie mów tak. Jesteś najodważniejszym człowiekiem jakiego znam. Nie wielu zebrało by się na odwagę, by stawić czoła grupie, której szefem jest jakiś popapraniec. Byłeś gotowy zrobić dla mnie wszystko...
-Zabijałem dla Ciebie.- Przerywa mi.- A najgorsze jest to że to widziałaś. Widziałem przerażenie w Twoich oczach, Raven. Widziałem Twoje spojrzenie, Raven. Było pełne odrazy, a kilka chwil później przestałaś mnie poznawać.
-Ciii.- Kładę mu palec na ustach.- To ... to przez to co mi wstrzyknęli. On mówił że tak będzie. Że stracę przytomność, że  przestanę odróżniać rzeczywistość od tego co dzieje się w mojej głowie, że zacznę postrzegać wszystkich jako zagrożenie.- Co do ostatniej fazy, sama się domyśliłam. Pamiętam że zaczęłam traktować wszystkich jako niebezpiecznych, że wszystkich wrzucałam do szufladki z napisem ,,Niebezpieczeństwo''. - To wszystko było moim urojeniem.- Zapewniam go. Mimo iż wzdrygam się, kiedy przypomnę sobie jak martwe ciała padały na podłogę i krew na ścianach, to wciąż jest mój Brian, który nigdy nie zrobił by nic by mnie skrzywdzić. Brian opiera swoje czoło o moje. Nasze oddechy mieszają się ze sobą.
-Brakowało mi Cię.- Wyznaję. Brian uśmiecha się i całuje mnie.
-Chodźmy stąd.

*

Siedzę na czarnej, skórzanej kanapie w mieszkaniu Briana. Chłopak wchodzi właśnie do salonu, siada obok mnie i obejmuje mnie jednym ramieniem.
-Mam dla Ciebie prezent.- Wyznaje, patrząc na mnie z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.
-Brian...- Jęczę. Doskonale wie że nie lubię prezentów-niespodzianek. Pochyla się nade mną i całuje mnie, skutecznie uciszając moje protesty. Z każdą sekundą nasze pocałunki stają się mocniejsze, żarliwe, bardziej namiętne. Wszystko wokół nas znika, aż zostaje tylko On. Brian. Wiem, że powinnam to przerwać, ale nie potrafię. Jego pocałunki, jego zapach, jego dotyk oszałamiają mnie. Nie potrafię znaleźć w sobie siły by to przerwać. Moja ręka wślizguje się pod koszulkę Briana, dotykam jego brzucha, a wtedy Brian nas rozdziela. Obydwoje dyszymy ciężko.
-Powinniśmy...- zaczyna Brian.
-Wiem.- Przerywam mu. Jestem zawstydzona tym, że nie potrafiłam mu się oprzeć. Spoglądam w dół i ... Cholera, gdzie się podziała moja koszulka? Znajduję ją na podłodze, schylam się żeby ją podnieść, lecz Brian świadomy mojego zawstydzenia wyprzedza mnie i podaje mi ją. Zakładam ją szybko.
-Przepraszam.- Brian jest wyraźnie zawstydzony. Splata nasze ręce razem i kładzie je na jego kolanie, jakby tam było ich miejsce. Milczymy przez chwilę. Nie ma miedzy nami ciężkiego napięcia, cisza jest dobra. Brian cmoka moją dłoń, sięga za siebie i podaje mi kopertę. Rozplątuje nasze ręce i zaczynam otwierać kopertę.
-Zaczekaj.- Powstrzymuje mnie. - Chce żebyś to przemyślała.- Wskazuje na kopertę.- Wiem, że jest ci ciężko, że potrzebujesz czasu na przemyślenia, co do Rafe i ... Byrona.- Przygryzam swoją dolną wargę. Ten temat jest jeszcze zbyt świeży, nie chce rozmawiać o tym co zrobili Rafe i Byron. Brian kiwa głową na znak że mogę już otworzyć kopertę. Otwieram ją i wyciągam niebieski arkusz. Dopiero po chwili dociera do mnie co mam przed sobą.
-To bilet. Do Włoch.- Brian kiwa z uśmiechem głową.
-Dokładnie do Ravenny. Do mojego domu.- Patrzę z podniesioną brwią na Briana podczas, gdy on bawi się kosmykiem moich włosów. Nagle zasycha mi w gardle. Brian chce żebym poznała jego rodziców?
- Twoi rodzice...-Zaczynam.
-Daj spokój, Raven. Nie rób takiej przerażonej miny. Moi rodzice rzadko tam przyjeżdżają. Większość czasu spędzają w Palermo.- Mówiąc to obejmuje mnie ramieniem.
-Więc jak, moja mroczna królowo?- Trąca nosem mój policzek. Przez chwile panuje cisza, nie słychać nic poza wydychanym przez nas powietrzem. Podświadomie wiem, że Brian ma rację. Potrzebuje spokoju, czasu do podjęcia poważnych decyzji.
Oczyszczam gardło i mówię
-Przekonam rodziców.


________________________________________________________________________
Oto jest, wyczekiwany rozdział. W życiu Raven i Briana nastąpi dużo zmian co zresztą się okaże w następnych rozdziałach. Co do komentarzy. Jeśli coś się komuś nie podoba co do daty, kiedy dodaje to jego sprawa. Nie zapominajcie, że ja też jestem tylko człowiekiem i piszę te opowiadanie dlatego, że jest to moją pasją. Poświęcam przy tym swój wolny czas podczas, którego mogłabym zrobić coś zupełnie innego. Nie będę poświęcała każdej wolnej chwili jaką mam, bo nie zamierzam rezygnować ze spotkań z przyjaciółmi czy rodziną. Rozdział skończyłam dopiero przed chwilą bo nad zwyczajniej w świecie nie miałam weny, a nie zamierzam dodawać jakiegoś niedopracowanego rozdziału czy chłamu, tylko po to by zadowolić czytelnika. To tyle na dziś. Proszę o komentarze i do następnego!


Liebster Award

Dziękuje za nominację, Pannie Nikt!

Oto pytania:

1.Z którym bohaterem literackim wybrałabyś się na kawę i o czym byś z nim rozmawiała?
Pochłaniam strasznie dużo książek, więc trudno mi było by wybrać jednego.
2.Jaki jest twój ulubiony cytat i dlaczego?
,,Kochać to zniszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym.'' Jest moim ulubionym, ponieważ pokazuje że miłość, coś co uważamy że jest magiczne i nieśmiertelne, może zniszczyć człowieka.
3.Cecha, którą najbardziej cenisz w innych ludziach?
Wierność, chyba.
4.Co zwykle robisz w niedzielne przedpołudnia?
Czytam książki.
5.Podaj cechy charakteru, które najbardziej w sobie lubisz.
Nie mam pojęcia co w sobie lubię. 
6.Oglądasz youtube? Jeżeli tak, to co najczęściej?
Aż wstyd się przyznać.
7.Jaki jest twój ulubiony wiersz? Dlaczego akurat ten?
Nie mam ulubionego wiersza.
8.Jakie słodycze są według ciebie najpyszniejsze?
Czekoladaaa!
9.Czym kierujesz się w swoim życiu?
Prawdę mówiąc to nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
10.Kim jest najbardziej wyjątkowa osoba w twoim życiu?
Na razie w moim życiu nie ma tej wyjątkowej osoby.
11.Czym jest dla ciebie wolność? 
Wolność jest dla mnie czymś wspaniałym. Czymś z czego możemy się cieszyć dzięki walce naszych przodków.

czwartek, 16 kwietnia 2015

20.

-Przestańcie.- Błagam, przyciskając dłonie do uszu, jednak coś głęboko we mnie zakorzenionego, każe mi spojrzeć przed siebie. Unoszę więc głowę i to co widzę sprawia że uwalniam powstrzymywany krzyk.
-Raven!- Rozpoznaje głos mojego bliźniaka. Zaczyna się zbliżać do mnie, a ja jestem tak bardzo przerażona że zaczynam krzyczeć jeszcze głośniej. Zwariowałam. To jest jedyna wytłumaczalna odpowiedź na to co właśnie widzę. Od ich śmierci minęły dwa lata, a ja gdzieś po drodze musiałam zwariować. Nie jest możliwe, żebym widziała martwego brata i chłopaka, tak jak nie jest możliwe żebym widziała dawce serca dla mojego brata. To może przez ten zastrzyk, albo przez ranę na głowie. - Nie!!!!!- Rafe zamiera. Dlaczego czuje się tak dziwnie?
-Każ im odejść! Każ im odejść!- W tej chwili chłopak i imieniu Brian jest mniejszym złem i to do niego się zwracam.  Nie chce już cierpieć. Chce żeby sobie poszli. Panika pochłania mnie całkowicie i mimo iż chce żeby sobie poszli, nie mogę przestać na nich patrzeć, mimo iż ich widok sprawia mi ból.

Brian
Jestem przerażony zachowaniem Raven. Co się jej stało? Czy to z powodu jej rany na głowie? Czy oni zrobili jej coś, co sprawiło że zupełnie zwariowała? Czy ja jej to zrobiłem? Czy ich śmierć rozbiła ją tak bardzo, że teraz nie chce ich widzieć? Czy to ich powrót zepchnął ją z krawędzi szaleństwa? Mógłbym zadawać sobie te pytania bez końca, jednak strach Raven łamie mi serce, sprawia że ciężko mi oddychać. Nie mogę pozwolić jej dłużej cierpieć. Widzę też ból na twarzy Raphaela i Byrona. Wiem że przy ponownym spotkaniu, spodziewali się wszystkiego tylko nie tego.
-Raven, kochanie.- Klękam przy niej.- Pozwól mi sobie pomóc.- Widok jej tak przerażonej sprawia mi ból.
- Każ im odejść.- Powtarza wciąż i wciąż. Wykonuje powolne ruchy i powoli biorę ją w ramiona. Tym razem Raven nie wyrywa się i pozwala mi się objąć. Patrzę znacząco na Zeke'a, który każe mi na siebie czekać i idzie za przygnębionymi chłopakami. Odczekuje kilka chwil i wychodzę z tego okropnego budynku, który sprawił Raven tak dużo bólu. Układam dziewczynę na tylnim siedzeniu mojego samochodu i siadam obok niej. Mimo iż jesteśmy sami, Raven wciąż płacze, szepcząc coś pod nosem, a jej ręce są przyciśnięte do uszu. Zaczynam się martwić, czy z Raven jest wszystko w porządku. Zachowuje się dziwnie, mówi do kogoś, każe ją zostawić. Czy moja dziewczyna zwariowała? - zastanawiam się. I wtedy zauważam mały obrzęk na jej szyi, przyglądam mu się, starając się nie przestraszyć ukochanej. Nadzieja. To czuje patrząc na ślad. Jest szansa że Raven nie zwariowała, że wstrzyknęli jej coś. Odzyskam ją.- Obiecuje sobie. Drzwi samochodu od strony kierowcy otwierają się, Zeke wsiada za kierownice i spogląda na nas w lusterku, posyłając mi jedno, krótkie, ponure spojrzenie.
*
- Ona musi poznać prawdę, powód dla którego to zrobili.- Upiera się Zeke.
-Nie sądzisz że ona przeszła zbyt wiele w ciągu ostatnich dni? Nie jestem nawet pewien, czy będzie chciała ze mną rozmawiać!- Wybucha. Jestem tak bardzo wściekły. Chce żeby to już się skończyło, chce by Raven była znowu bezpieczna, nawet jeśli będę musiał trzymać się od niej z dala. Słyszę skrzypnięcie podłogi i po kilku sekundach Raven staje w drzwiach. Jej piękne, szare oczy są smutne, ale wydaje się być moją dawną Raven.
-Raven, czy... dobrze się czujesz?- Pytam, lecz ona patrzy na nas i milczy. Robię kilka ostrożnych kroków w jej stronę, aż staje przed nią i dotykam knykciami jej policzka. Raven zaciska oczy i wypuszcza powietrze, ale nie ucieka, nie krzyczy co jest dobrym początkiem, lecz mimo tego wciąż się boje o jej psychikę. Nikt z nas nie wie co Raven, tam przeżyła, z jakimi demonami musiała się zmierzyć by być tu teraz. Wiem że to za wcześnie, ale muszę jej opowiedzieć całą historię. Może wtedy wybaczy bratu i byłemu chłopakowi. Bo on jest chyba jej byłym, prawda?
-Raven, czy jesteś gotowa poznać prawdę? O Rafe i Byronie?- Mruga szybko i po kilku sekundach wahania kiwa głową. Siadamy na przeciw siebie. Biorę głęboki wdech i przeczesuję palcami włosy, zastanawiając się od czego zacząć, ale najlepiej będzie jeśli zacznę od początku.
- Około dwa i pół roku temu Rafe i Byron wzięli udział w nielegalnym ulicznym wyścigu, w którym brał udział Gimenez, głowa najpotężniejszego gangu Głębokiego Południa, ten sam człowiek który zlecił Twoje porwanie. Rafe i Byron przegrali, ale swoimi umiejętnościami zwrócili uwagę Gimeneza, który kazał ich zwerbować, a kiedy odmówili, kazał ich zastraszyć. Niedługi czas później Zeke wpadł na nich, a raczej na pobitego Byrona. Zabrał go do siebie, a niedługo potem pojawił się tam Twój brat. Dołączyli do Zeke'a i reszty. Młodzi Rafe i Byron postawili sobie za cel, narażanie się Gimenezowi. Pewnego razu włamali się do jednej z jego siedzib i zniszczyli ją doszczętnie. Gimenez był wściekły, wysłał grupę swoich ludzi, którzy mieli ich złapać i dostarczyć mu żywych lub martwych. Wtedy wkroczyliśmy i ... zabiliśmy cały oddział, ale Rafe i Byrona to nie zniechęciło i około miesiąca później wykradli mu warty dziesięć milionów diament, ledwie unikając złapania. Ukryli się i zadzwonili do Zeke'a, który kazał im pojechać za miasto, gdzie mieli się spotkać. Byli już kilka kilometrów od celu, kiedy pojawił się czarny SUV i zmiótł ich z drogi. Zeke czuł że coś jest nie tak i jechał im na spotkanie. Dojechał do samochodu w chwili, gdy ten wybuchł. Myślał że zginęli, ale wtedy zobaczył zakrwawioną dwójkę w rowie kilka metrów dalej. Byron był cały połamany i nie przytomny, Rafe wyciągnął go z samochodu i ocalił mu życie. Zeke i Rafe podjęli decyzję o sfałszowaniu śmierci Byrona i Twojego brata. Wiedzieli że ich rodziny będą w niebezpieczeństwie, że ty będziesz w niebezpieczeństwie. Kiedy Byron się ocknął chciał się z Tobą skontaktował, ale przekonałem go żeby tego nie robił, wyjaśniłem mu w jakim niebezpieczeństwie Cię postawi. Ustąpił mimo iż łamało mu to serce, a kilka dni po pogrzebie do prasy wyciekła wiadomość o Twojej próbie samobójczej. Wierz mi, Raven, obydwoje chcieli być przy Tobie, ale nie mogli. Wierzyli że się pozbierasz, że będziesz żyć dalej, a potem oni wrócą i wszystko będzie tak jak dawniej. Kilka miesięcy temu nasz kontakt poinformował nas że Gimenez zamierza wysłać kogoś do szkoły, że On wie że chłopaki żyją. Zgłosiłem się na ochotnika, by pojechać do Waszyngtonu i Cię ochraniać, być przy Tobie. Potem pojawił się Simon, a ja pomyślałem że wygląda jak zwyczajny nastolatek, ale o to przecież chodziło, prawda? Miał idealnie wpasować się w otoczenie, a na wyjeździe ktoś próbował Cię zepchnąć ze skały, więc Simon był idealnym kozłem ofiarnym, ale okazało się że jest czysty. Nie wiedziałem, kto czyha na Twoje życie. A potem zniknęłaś. Obiecałem chłopakom że będę cię chronił, więc starałem się to robić najlepiej jak potrafię, ale wtedy Alice rzuciła się na mnie na tej imprezie, a ty uciekłaś z klubu.A potem zniknęłaś. Obydwoje wiemy co było potem.- Patrzę na twarz Raven, która pozostaje bez wyrazu. Jest niczym pokerzysta, który zachowuje kamienną twarz, aby nie zdradzić swoich zamiarów. Po kilku sekundach Raven wykonuje ruch z prędkością światła i nim się obejrzę, wazon z fioletowego szkła leci w kierunku mojej głowy. W ostatniej chwili uchylam się przed pociskiem i wazon rozbija się na ścianie. Rzucam się w kierunku Raven, kiedy w moim kierunku leci kolejny wazon. Obejmuję mocno jej drobne ramiona i przyciskam do siebie. Raven uderza pięściami w moją klatę i krzyczy.
-Przestań! Raven, przestań!- Zza jej ust wydobywa się szloch.- Wiedziałeś! Znałeś prawdę od samego początku! Nienawidzę cię!- Przytulam ją mocno i trzymam. Trzymam aż przestaje się wyrywać.
-Ciii. Nie mów tak. Wiesz że zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Zobaczyłaś jak Alice mnie całuje, a potem zniknęłaś, a ja byłem tak cholernie przerażony, że już Cię nie zobaczę. I wtedy zrozumiałem że to co do ciebie czuje nie jest jakimś zwyczajnym zauroczeniem, że kocham Cię tak naprawdę. Zrozumiałem że  jesteś moim sercem, Raven, a ja umrę jeśli Cię nie odzyskam, no bo jak można żyć bez serca?
Dziewczyna milczy przez kilka minut, a potem odsuwa się.
-Chce iść do domu.- Oznajmia, nie patrząc na mnie. Przy ostatnim słowie jej głos załamuje się. Wzdycham i idę za nią zgarniając kluczyki ze stolika.

Raven

Nie patrząc na Briana, wysiadam z samochodu i szybkim krokiem zmierzam do domu. Jestem zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Moja głowa zachowuje się tak jakby miała eksplodować, a każdy głośniejszy dźwięk sprawia, że mam wrażenie jakby tysiące igieł wbijało mi się w głowę. Otwieram białe drzwi wejściowe i natychmiast udaję się do swojego pokoju. Chce być sama. Chce...
-Raven. Już, wróciłaś skarbie? - Zamieram. Jestem cholernie przerażona. Cały przód mojego ubrania pokrywa krew, a na mojej głowie jest zaszyta rana. Jak ja to wyjaśnię?
-Tak.- Improwizuje. Nie wiem, ile prawdy znają moi rodzice.
-Brian mówił że wrócicie z wycieczki dopiero za 2 dni.- Wycieczka? Jaka wycieczka? Cholerny skubaniec. Razem z tym swoim gangiem zatuszował moje zniknięcie.
-Umm. Tak. Brian i ja mieliśmy małą sprzeczkę, więc wróciłam wcześniej. Po prostu uznałam że to bez sensu i ...    Wybacz, mamo. Jestem zmęczona położę się, już.
-Oczywiście. Porozmawiamy jutro. Dobranoc, Raven.
- Dobranoc.- Wybąkuje i czym prędzej znikam w pokoju. Zamykam drzwi na klucz i udaję się do łazienki. Dopiero teraz mam szanse się sobie przyjrzeć. Mam na sobie szarą bokserkę, jeansy i czarne trampki. Żadna z tych rzeczy nie należy do mnie. Zdejmuję szarą bokserkę, która pokrywa zaschnięta krew, a zaraz po niej buty i spodnie. Wrzucam je do czarnego worka, który ukrywam w swojej szafie. Nie łatwo jest coś ukryć, kiedy mieszka się w Białym Domu. Wchodzę pod prysznic i opłukuje ciało z zaschniętej krwi. Wspomnienia minionych godzin wracają, kiedy chce założyć koszulkę Briana w której ostatnio spałam. Mimo wahania zakładam ją i wślizguję się pod kołdrę. Dopiero tam uwalniam zebrane we mnie emocje, które wydostają się w postaci łez i krzyku zduszonym przez poduszkę. Nie chce już więcej cierpieć. Nie chce już więcej czuć tego co czułam, kiedy dowiedziałam się że Rafe i Byron nie żyją. Nie chce tego bólu. Tak łatwo było by wszystko zakończyć. Wystarczyłaby jedna żyletka i kilka tabletek nasennych, które ukryłam w pokoju Rafe, dwa lata temu. Nie mogę tego zrobić. Odejście byłoby zbyt łatwe. Muszę teraz podjąć decyzje, która zaważy nie tylko na moim życiu, ale także życiu Briana, Byrona i mojego brata. Kłamca i dwa żywe trupy. Czy kiedykolwiek wybaczę Byronowi i Rafe? Że przez swoją śmierć, prawie mnie zabili? Że zdusili niewinny płomień przyszłego życia? Mam świadomość że moja decyzja może zmienić nasze życie, niektórym może je nawet odebrać. Wycieram twarz z łez i zamykam oczy, a kiedy zaczynam już śnić, przypominam sobie o małym chłopcu, o czarnych włosach i szarych oczach. Wymawiam jedno słowo, które ucieka w świat razem z wydychanym przeze mnie powietrzem.
-Alan.


___________________________________________________________________
Tadam! Oto i kolejny! Nie będę się zbytnio rozpisywać. Znowu namieszałam w tym rozdziale, a zamierzam jeszcze więcej, to wam obiecuje. Gdyby były jakieś pytania postaram się na nie odpowiedzieć pod następnym rozdziałem, a tym czasem proszę o wasze komentarze i opinie.